poniedziałek, 27 lutego 2012

w moim niebieskim korytarzu

nie mowie ze sie znam. wazne ze lubie i sie interesuje wystrojem wnetrz.
chcialam studiowac architekture, potem mialam faze na kurs. ostatecznie zostaje amatorem.

kupno domu to idealna okazja zeby poszalec, wykazac sie wyobraznia i stworzyc cos tworczego.

zaczne od korytarza. to byla najslabsza strona naszego nowego domu. nawet agencja nie chciala sie nim chwalic.
tak wygladaly schody jak sie wspowadzilismy. brak barierek, to co po nich zostalo naszpikowane drzazgami, ktore systematycznie ladowaly w moich palcach. na scianach stara tapeta, ktora straszyla na rogach.

barierki powstaly za kilka funtow. wykorzystalismy belki, ktore zostaly po poprzednich remontach. do tego farba, ktora tylko czekala na wykorzystanie, bo od dawna stala na polce. efekt koncowy - sliczne biale porecze.



podczas jednej z wypraw do B&Q znalezlismy niebieskie LEDy. jeszcze wtedy nie mialy przeznaczenia. byl pomysl na gwiazdki w sypialni albo oswietlenie strychu.
ostatecznie wyladowaly na naszych schodach, tworzac magiczny efekt wieczorem. w nocy oswietlaja droge do kuchni i nie trzeba rozswietlac calego domu.



calosc zostala dokonczona niebieskimi abazurem mojego wykonania. ten sam material jest na oknie przy drzwiach. przywiozlam go dawno temu z Polski i nigdy nie mial okazji wykazac sie ;)

wtorek, 21 lutego 2012


siedze i tworze
ostatnio coraz wiecej, bo czas mam i pomysly w glowie
do tego mam tez dzidziura, ktory jest wdziecznym obiektem do obszycia.

Jasiek w kokonie.
w drodze sa tez majteczki dla niego ;)
a czapka bedzie za chwile

środa, 15 lutego 2012

nie moje ale nic wiecej nie moge dodac ..

  • Trudne dobrego początkiIP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl

    Gość: M. 09.01.12, 14:43 Odpowiedz
    a co mają powiedzieć te Mamy, które rodzą np wcześniaka lub maluszka z problemami i dziecko leży długie tygodnie w szpitalu (czy to inkubator na oiomie czy też sala patologii noworodka)? tu się dopiero zaczyna cieżka walka. walka o każdą kroplę mleka, o naukę ssanka takiego noworodka, bo wiele z nich nie umie jeszcze ssać, prawdziwa wojna o to by było karmione mlekiem matki a nie mieszanką... Sama jestem mamą wcześniaczka i powiem wam, że nie widziałam do tej pory tak zdeterminowanych kobiet co właśnie tam, w szpitalu. wszystkie przyjeżdzałyśmy spedzając całe dnie z dziećmi, zasuwając laktatorem co 3 godziny przez 30 minut, by dziecko tylko moglo dostać nasz pokarm, nie muszę dodawać, że w domu, gdy maluszek zostawał w szpitalu na noce, tez byla kontynuacja sciagania pokarmu, by bylo go jak najwiecej i wozenie w specjalnych pojemnikach, by tylko dziecko dostalo nastepnego dnia moj pokarm, ktory mogl byc przechowywany tylko 24 godziny. I to kangurowanie i nauka przystawiania do piersi maluszka, nawet gdy jeszcze nie bardzo wiedzial co to ssanie, na oczach wszystkich "zgromadzonych", bo sale na patologii nie byly jedynkami dla maluszkow, ale bylo i nieraz po 16 dzieciaczkow, i bardzo czesto tatusiowie przyjezdzali, wiec gapiow co nie miara. zero intymnosci, mnostwo wstydu, niepewnosci, frustracji, i badz tu spokojną, odprezoną, sam na sam z dzieciatkiem... a pozniej, po tych ciezkich tygodniach, powrot do domu i kolejne zderzenie z rzeczywistoscią, a to nawal, a to brak mleka, a to dzieciaczek jednak nie zawsze woli piers, ale nie warto sie poddawac. Moja mala ma juz 5 miesiecy i 95% pokarmu jaki dostaje to moj, bez wzgledu na to czy ssie piers, czy tez laktator za nia. Uwazam, ze warto. Pozdrawiam.