piątek, 4 stycznia 2013

8 sierpnia 2006

znalazlam stara notatke z tego dnia.
źle mi.
sześć i pół roku temu przewidziałam, że będzie mi dzisiaj źle :(

sobota, 14 lipca 2012

pijmy wino za kolegow do dna...

zawsze w okolicach moich urodzin odwala mi na główkę. taka przypadłość od lat. nie umiem tego wytłumaczyć, ale kocham ten dzień. starzeje się, to fakt. mogę jednak poczuć się znowu jak dziecko. z masą życzeń, prezentów i wszystko mi wolno.

we wtorek będę sama z Jasiem. taka życia, jak mawiali moi zaprzyjaźnieni Aferzyści. zatem pije dzisiaj. pierwszy raz od ponad roku. to już nie jest ta jedna mala lampka. kupiłam sobie włoskie wino i sączę od kilku godzin.
nowy grill,  właśnie go testujemy. śmierdzę dymem i winem. aż mi się chce do Polski.

byle do wtorku.

czwartek, 31 maja 2012

ludzie listy pisza

teskniliscie ?? bo ja bardzo. codziennie wymyslam wpisy. gadam do siebie: w myslach albo glosno.
czasami gadam do dziecka, ja mam przyjemnosc a on uczy sie ludzkiej mowy.

czasami pisze tez listy. w Swietego juz dawno nie wierze ( uznajac zasade - chcesz cos od zycia to sama to sobie dam ). zaczelam pisac do siebie ( taki to mega egocentryk ze mnie ).
zaczelo sie od listy zakupow. jedzenie. kosmetyki. dla dziecka. dla meza. do ogrodu. do kuchni.
potem zaczelo sie ostro. remont. dziecko. wiecej obowiazkow. i sie zgubilam. zaczelam wiec tworzyc liste spraw do zalatwienia. na wczoraj. na teraz. na przyszlosc. karteczki sa wszedzie. czesc trzymam w samochodzie. najczesciej jednak leza przed monitorem albo w kieszeniach. duzo tego, chyba za duzo.

zaczelam nawet stosowac system kolorow. czarne neutralne a czerwone to sprawy pilne. banalne ale jestem wzrokowcem. jak kazdy porzadny inzynier.

na koncu sa listy  ukladane w nocy, gdy nie moge spac. lista marzen do spelnienia.

poniedziałek, 5 marca 2012

szyje i szyc bede..

material mam i zawsze mialam w szafie. lubie przerabiac starocie na nowosci. kilka poduszek w naszym domu to np. moje spodnice albo sweterek.
tutaj poduszka (ta w paski) zrobiona wlasnie z mojego swetra.

szkoda mi wyrzucac przedmioty, ktorych nie uzywam. jak cudnie, ze teraz mamy strych, na ktorym mozna skladowac te wszystkie cacka.
rok temu dostalam od Asi mase materialow, glownie zaslony i narzuty na sofy. teraz gdy jest nowy dom i dziecko czesc z nich mozna wykorzystac w bardzo pozyteczny sposob.

uszylam to jeszcze zanim urodzil sie Jasko. baza to stara kotara na okno a kieszenie to moja koszula. calosc to wielki worek na dobroci. poszczegolne kieszenie przydaja sie na "dzieciowe dobroci". pamietam, ze przeszukalam internet liczac na dobre wzor. w koncu zdalam sie na swoja intuicje i odrobine zdolnosci.



ostatnie dzielo, ktore dzisiaj przedstawie to "pojemniki" do lazienki.
w jednym trzymam podpaski, tampony. kolejny to skladowisko drobiazgow. zawsze duzo ich lezy po katach. z tego samego materialu uszylam worek na papier toaletowy, ktory lezy w kaciku i uroczo wyglada ;)
material przywiozlam z Polski kilka lat temu i mialam uszyc z niego ekologiczna torbe na zakupy. okazalo sie jednak, ze toreb mam duzo a kolory idealnie pasuja do naszej szaro - bialej lazienki.

poniedziałek, 27 lutego 2012

w moim niebieskim korytarzu

nie mowie ze sie znam. wazne ze lubie i sie interesuje wystrojem wnetrz.
chcialam studiowac architekture, potem mialam faze na kurs. ostatecznie zostaje amatorem.

kupno domu to idealna okazja zeby poszalec, wykazac sie wyobraznia i stworzyc cos tworczego.

zaczne od korytarza. to byla najslabsza strona naszego nowego domu. nawet agencja nie chciala sie nim chwalic.
tak wygladaly schody jak sie wspowadzilismy. brak barierek, to co po nich zostalo naszpikowane drzazgami, ktore systematycznie ladowaly w moich palcach. na scianach stara tapeta, ktora straszyla na rogach.

barierki powstaly za kilka funtow. wykorzystalismy belki, ktore zostaly po poprzednich remontach. do tego farba, ktora tylko czekala na wykorzystanie, bo od dawna stala na polce. efekt koncowy - sliczne biale porecze.



podczas jednej z wypraw do B&Q znalezlismy niebieskie LEDy. jeszcze wtedy nie mialy przeznaczenia. byl pomysl na gwiazdki w sypialni albo oswietlenie strychu.
ostatecznie wyladowaly na naszych schodach, tworzac magiczny efekt wieczorem. w nocy oswietlaja droge do kuchni i nie trzeba rozswietlac calego domu.



calosc zostala dokonczona niebieskimi abazurem mojego wykonania. ten sam material jest na oknie przy drzwiach. przywiozlam go dawno temu z Polski i nigdy nie mial okazji wykazac sie ;)

wtorek, 21 lutego 2012


siedze i tworze
ostatnio coraz wiecej, bo czas mam i pomysly w glowie
do tego mam tez dzidziura, ktory jest wdziecznym obiektem do obszycia.

Jasiek w kokonie.
w drodze sa tez majteczki dla niego ;)
a czapka bedzie za chwile

środa, 15 lutego 2012

nie moje ale nic wiecej nie moge dodac ..

  • Trudne dobrego początkiIP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl

    Gość: M. 09.01.12, 14:43 Odpowiedz
    a co mają powiedzieć te Mamy, które rodzą np wcześniaka lub maluszka z problemami i dziecko leży długie tygodnie w szpitalu (czy to inkubator na oiomie czy też sala patologii noworodka)? tu się dopiero zaczyna cieżka walka. walka o każdą kroplę mleka, o naukę ssanka takiego noworodka, bo wiele z nich nie umie jeszcze ssać, prawdziwa wojna o to by było karmione mlekiem matki a nie mieszanką... Sama jestem mamą wcześniaczka i powiem wam, że nie widziałam do tej pory tak zdeterminowanych kobiet co właśnie tam, w szpitalu. wszystkie przyjeżdzałyśmy spedzając całe dnie z dziećmi, zasuwając laktatorem co 3 godziny przez 30 minut, by dziecko tylko moglo dostać nasz pokarm, nie muszę dodawać, że w domu, gdy maluszek zostawał w szpitalu na noce, tez byla kontynuacja sciagania pokarmu, by bylo go jak najwiecej i wozenie w specjalnych pojemnikach, by tylko dziecko dostalo nastepnego dnia moj pokarm, ktory mogl byc przechowywany tylko 24 godziny. I to kangurowanie i nauka przystawiania do piersi maluszka, nawet gdy jeszcze nie bardzo wiedzial co to ssanie, na oczach wszystkich "zgromadzonych", bo sale na patologii nie byly jedynkami dla maluszkow, ale bylo i nieraz po 16 dzieciaczkow, i bardzo czesto tatusiowie przyjezdzali, wiec gapiow co nie miara. zero intymnosci, mnostwo wstydu, niepewnosci, frustracji, i badz tu spokojną, odprezoną, sam na sam z dzieciatkiem... a pozniej, po tych ciezkich tygodniach, powrot do domu i kolejne zderzenie z rzeczywistoscią, a to nawal, a to brak mleka, a to dzieciaczek jednak nie zawsze woli piers, ale nie warto sie poddawac. Moja mala ma juz 5 miesiecy i 95% pokarmu jaki dostaje to moj, bez wzgledu na to czy ssie piers, czy tez laktator za nia. Uwazam, ze warto. Pozdrawiam.