odzyskalam auto - dziala, mruczy i dzielnie przenosi mnie z punktu A do punktu B. do tego caly bagaznik jest moj - juz jest pelny :)
a ze logiki w moim zyciu brak - to dzisiaj o urokach wolnosci od samochodu
jak juz wczoraj wspomnialam nie trzeba szukac miejsca do parkowania, co generalnie jest koszmarem w Edynburgu. do tego mandaty za niewlasciwe parkowanie albo za 3 min dluzej niz mowi naklejka
kolejny przywilej pieszego albo pasazera autobusow to mozliwosc rozgladania sie na wszystkie strony. zagladanie do okien - czasami przez chwile gdy autobus mknie jak szalony a czasami dluzej gdy ledwo włóczę nogami. generalnie nie mam duszy zagladacza, bo cenie prywatnosc swoja i innych ale milo wiedziec co sie u konkurencji dzieje.
tutaj kolejne spostrzezenie. moj piekny , magiczny Grassmarket zaczyna przypominac kanapkownio- kawiarownie. urocze sklepiki i galerie pozamieniane na jadlodanie. nie powiennam marudzic, bo sama jestem jednym z tych co na dziarskim Marchmoncie urzadza herbaciano- ciastkowe swieto, ale moj wystroj stara sie dopasowa do powagi miejsca.
(wlasnie nich ktos w koncu wyrzuci te moje paskudne krzesla i wstawi mi tutaj mieciutkie siedziska )
jazda przez miasto to czas na czytanie ksiazek - tutaj moge sie zgodzic z jedna taka pania - w samolotach zasypiam, w pociagach tez mi sie zdarza ale na szczescie w autobusie bywam ktrocej i jest szansa przewertowac kilka rozdzialow. moja nieznosna dysleksja nie pozawal mi szybko czytac ale wystarczy i to.
co do spaceru zas, to zastapil mi w tym tyg silownie. pod gore z 4 litrami mleka, moze nie bylo to 300 kcal ale zawsze cos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz